niedziela, 11 września 2011

Pan Kliczko i Erving Goffman

Janeczko wróciłaś, cała amerykańska, złotą biżuterię zakupiłaś na targu staroci, torby trzy dodatkowe na lotnisku miałaś i nie pamiętasz polskich słów- jesteś już kobietą z Zachodu, kosmopolitką, która zaraz wyruszy w kolejna podróż. Cieszę się, że jesteś cała. Niebawem usiądziemy wspólnie przed komputerem i stworzymy dla naszych wiernych 8 (słownie: ośmiu) czytelników ostatni wpis.

Tymczasem jest godz. 23:41, a ja całą niedzielę spędziłam na próbie sił z moim komputerem. On jest spokojny, wciąż w tym samym miejscu, uruchamia się tylko, gdy tego zechcę, chociaż czasami bez mojej woli podle się zacina. Ja natomiast bardziej mobilna, krążę, czaję się, wykonuję wiele różnych rytualnych czynności, aby go nie włączać, bo muszę dokończyć swoje wiekopomne dzieło- pracę magisterską. Pomyślałam zatem, że muszę gdzieś wydobyć z siebie cały ból tego procesu. Bynajmniej nie, aby się użalać, ale w akcie desperacji pomyślałam, że to mi pomoże.

Zatem chciałam przeprosić WSZYSTKICH ludzi, którym dotychczas nie wierzyłam, że istnieje takie zjawisko, jak męka magisterska, objawiająca się totalnym zanikiem umiejętności czytania, pisania, czytania ze zrozumieniem, skupiania się, myślenia, analizowania oraz cywilnej odpowiedzialności, motywacji, ambicji oraz umiłowania nauki. Zawsze naiwnie myślałam, że problem tkwi w organizacji czasu, że wszystko da sie zrobić szybko, a jak ktoś nie może napisać, to po prostu się leni albo przesadza, bo w końcu większość prac (zwłaszcza z zakresu humanistyki) wymaga nabycia podstawowej wiedzy. I są osoby, które z zadaniem poradziły sobie szybko. Miały motywację, są zdyscyplinowane, tlił się w nich płomień walki (byli wojownikami jak Vitalij Kliczko) i są ci, którzy z trudnych do opisania powodów mają organiczną blokadę i za każdym razem, gdy chcą napisać kilka zdań, ich ręce drętwieją, zimny pot oblewa ich skronie, boli brzuch, spada ciśnienie i chce się spać, ale także nagle otaczająca rzeczywistość staje się o wiele ciekawsza.

Nigdy, np. nie spodziewałam się, że będę tak wielką miłośniczką sprzątania szafy. Zaczęły mnie interesować zagadnienia z zakresu astronomii oraz bilologii- zwłaszcza poszukiwanie egzotycznych chorób. Dzisiaj wieczorem zdążyłam z ogromnycm zaciekawieniem objerzeć wszystkie programy publicystyczne o WTC, przeczytać wszystkie artykuły z tego tygodnia ze strony Krytyki politycznej, przeczytać wszystkie informacje z ostatnich dni na Pudelku (niektóre nawet dwukrotnie), a także sprawdzić, czy ktos z moich znajomych nie wrzucił jakichś zdjęć z wakacji i zapewne, gdyby moja mama nie spała, zagrałabym teraz na pianinie moje dwie ulubione (oraz jedyne, które potrafię zagrać) melodie: motyw przewodni z "Love Story" oraz "Fale Dunaju". A kiedy postanawiam, że KONIEC!!! i piszę, wtedy siedzę przed białą kartką monitora, patrzę na stos książek i oddaję się medytacji, która czasem kończy się zaśnięciem.

I ja nie wiem- DLACZEGO!!!!! Za młodu raczej należałam do dzieci dosyć mądrych, myślę nawet, że wiele koleżanek i kolegów wspomina mnie z czasów dziecięcych jako kujona i totalna lamusiarę. Obecnie raczej trudno to o mnie powiedzieć, lecz wierzę, że ostatni bastion szarych komórek jeszcze broni się dzielnie przed wszystkimi odmóżdżającymi czynnościami, jakimi je unicestwiam każdego dnia. Problemów z pisaniem nie mam- potrafię nawet stworzyć zadnie wielokrotnie (!) złożone. Temat mój nie eksploruje zagadnień, które sprawiałyby mi trudność interpretacyjną, ponieważ pisze o tożsamości starzejących się Polek i trochę nawiązuję do późnej nowoczesności, ale nie do naszego kolegi Zygmunta, o nie,tylko do Antoniego Giddensa, bo bliższy taki człowiekowi i wytłumaczyć potrafi porządnie, co dokładnie ma na myśli. Więc reasumując: jestem w stanie to zrobić. Niestety, siły zewnętrzne, szatan, blokada twórczą, naukowy weltszmerc z domieszką lenistwa i kilka innych czynników nie pozwala mi tego zrobić, a chcę to skończyć. Błagam, Stanisławie Ossowski i jego wierna żono Mario, Maxie Weberze i Emiliuszu Durkheimie- proszę ześlijcie na mnie swe socjologiczne siły, bo w bólach i cierpieniu powstaje każde moje zdanie. Wiem, że to nic specjalnego, że tak było przed moja magisterką i tak będzie wiele lat później, gdy nawet i ja uzyskam te upragnione trzy litery przed moim imieniem. Kiedy wpisałam do wyszukiwarki hasło "męki magisterki" znalazłam forum wsparcia dla osób piszących oraz kilka innych blogów (szacunek ludzi ulicy dla Was!), czyli jest nas więcej. Chciałabym jeszcze jakieś tabletki wsparcia, innych mózg, inny charakter i wolę walki pana Kliczko. Może to dlatego, że nie uprawiałam żadnego sportu w dzieciństwa, a na SKSy chodziłam tylko dwa tygodnie?

Mamo, tato, jestem po prostu serową pałą.

2 komentarze:

  1. nie jesteś. dasz radę. wierzę w Ciebie i trzymam kciuki!

    PG

    OdpowiedzUsuń
  2. serowała pała to jedno z moich- Twoich ulubionych określeń :)
    dasz radę! cenna to nauka na przyszłość, bo mnie też to czeka a obecnie ma wrażenie że to nic trudnego. pora się nad tym zastanowić!

    OdpowiedzUsuń