Od wczoraj jesteśmy w Atlancie -mieście rodzinnym ulubionego napoju wszystkich ludzi (jak dziś przekonywano nas w house of cola) oraz wielu światowych korporacji jak Phillips, Home Depot i 1250 innych (jak podaje Wiki). Miasto pod względem turystycznym- jest znane głównie z dwóch atrakcji: największego na świecie akwarium i muzeum coca-coli , które nazywa się house of cola. Oba są odhaczone na liście (I came, I saw, I conquered). Przyznajemy bez bicia, że dom coli polubiłyśmy bardziej, niż dom ryb i krabów. W domu coli dawali pić i jeść, a w domu ryb było trochę zimno i niemiło pachniało.
Ogóle wrażenie z Atlanty - miasto tylko dla ludzi, którzy mają swój mały lub trochę większy samochodzik, bo bez tego bardzo ciężko jest się poruszać.
Co do tytułu postu - odnosi się do naszego hosta Adama i jego młodszego brata, którzy są strasznie uroczy i zaangażowani w ratowanie świata, pracują w organizacjach pozarządowych w Ameryce i poza nią. Takiej postawie mówimy YES! (w końcu, w końcu! ).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz